Nie jestem wegetarianką, choć rzadko jem mięso. Raz na tydzień czy dwa tygodnie spokojnie mi wystarcza. Najbardziej lubię wołowinę, ze względu na smak i wartości odżywcze. To bardzo wartościowe mięso bogate w najlepszej jakości białko, witaminy z grupy B, żelazo, zdrowe również z tego względu że krowy nie da się wyhodować jak kurczaka na antybiotykach, w ścisku i koszmarnych warunkach, bo by tego nie przeżyła. Gulasze wołowe nie mają sobie równych, a wołowy bulion jest tak smaczny że z przyjemnością można wypić go bez żadnych dodatków. To mięso kojarzy się jako drogie i przeznaczone to wykwintnych, aromatycznych dań.Tak więc chętnie jadłam te wszystkie potrawy, starając się nie myśleć o tym że to było żywe stworzenie. Do czasu.
Wczoraj wieczorem zostałam poproszona o przygotowanie gulaszu, żeby był na dziś gotowy, na przyjazd gości. Na początku zestresowana byłam tym czy w ogóle uda mi się go zrobić, ponieważ właściwie nigdy wcześniej nie przygotowywałam żadnego mięsa. Wszystko było dobrze do momentu aż przecięłam torebkę żeby wyjąć kawałek pręgi do opłukania i pokrojenia. Zanim wzięłam ją w rękę minęły dobre dwie minuty, a przez ten czas wciąż wpatrywałam się w czerwone, lekko zakrwawione martwe mięśnie. Źle czułam się z tym, że muszę je dotknąć. Ale cóż zrobić, obiecałam że ugotuję, więc trzeba było wziąć się do roboty. Opłukałam, osuszyłam i wyłożyłam mięso na deskę do krojenia. Kolejny zgrzyt. Przez myśl przemknął mi obrazek z krowami pasącymi się na łące. Zagryzłam zęby i pokroiłam w kostkę. Potem już było prościej, obsmażanie już nie nękało aż tak mojego sumienia.
Ta sytuacja daje do myślenia. Czemu tak egoistycznie potrafimy jeść ze smakiem danie elegancko podane na pięknym talerzu? To, co teraz leży jako stek jeszcze niedawno było żywym organem. Niby zawsze to wiedziałam, ale nie było to tak realistyczne do momentu kiedy wzięłam w rękę kawał surowego mięsa. Człowiek spokojnie jest w stanie dostarczyć sobie wszystkie składniki odżywcze wraz z pożywieniem roślinnym i pochodnym od zwierząt. Ba, weganie też mają się świetnie. Jeśli na prawdę nie możecie przeżyć bez smaku mięsa, to poszukajcie zaufanego, ekologicznego dostawcy który humanitarnie hoduje i w taki też sposób potem zabija zwierzęta. Oprócz wiadomych korzyści dla zdrowia nie będzie to tak podłe jak kupienie bezdusznie produkowanego mięsa. Ten gulasz był bardzo smaczny, nie mogę powiedzieć że nie, ale nie proście bym go jeszcze kiedyś zrobiła. Chyba czas pomyśleć o przejściu na wegetarianizm.
Składniki:
- Pół kilo pręgi wołowej
- Dwie cebule
- Trzy papryki
- Ok. 40 dag pieczarek
- Czubata łyżeczka suszonego cząbru
- Łyżeczka kminku
- Sól i pieprz
- Oliwa do smażenia
- Mięso opłukać, osuszyć, oczyścić z błonek i twardych elementów, pokroić z kostkę.
- Cebule pokroić z piórka.
- Na dużej patelni rozgrzać 1-2 łyżki oliwy i zeszklić cebule. Przełożyć na talerzyk. Na tej samej patelni rozgrzać jeszcze łyżeczkę oleju, wrzucić mięso lekko obsmażyć z każdej strony, dorzucić zeszkloną cebulę, zamieszać i zalać wrzątkiem tylko do zakrycia mięsa. Doprawić wszystkimi przyprawami, zmniejszyć ogień do minimum i przykryć szczelnie pokrywką. Dusić półtorej godziny.
- W międzyczasie na drugiej patelni rozgrzać trochę oliwy i obsmażyć pokrojone w paski papryki, po chwili dorzucić pokrojone w plasterki pieczarki. Dusić do momentu aż pieczarki puszczą sok, ale nie odparowywać go całkowicie.
- 15-20 minut przed końcem duszenia mięsa dorzucić paprykę z pieczarkami. Dusić razem do końca, w razie potrzeby doprawić i jeśli dużo wody odparowało to dolewać po łyżeczce wody lub wywaru warzywnego, tak by było trochę sosu. Podawać z kaszą gryczaną lub makaronem i np. ogórkiem kiszonym lub pomidorem.
Smacznego!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz