środa, 7 stycznia 2015

Co mi przyniesiesz, panie czasie? Pecan Pie.


Wróciła szara codzienność. Wróciła szkoła. Wróciły obowiązki. Minął odpoczynek. Wróciłam ja. I mimo że święta zleciały równie szybko co cały poprzedni rok, coś zostało. Jakieś myśli, wspomnienia... 
Zaczął się 2015, a jak to na początku każdego roku, większość z nas robi postanowienia noworoczne (będę ćwiczyć, przejdę na dietę, będę pilnować terminów... chyba wszyscy znają tą litanię ;) . Po co? I tak wytrzymamy pierwszy tydzień, po czym skończy się motywacja i wszystko wróci do normy. Nie da się przewidzieć co się stanie za miesiąc czy dwa. Czas rzuca nami na wszystkie strony jak gałęziami na wietrze. Raz jest to wiatr ciepły i delikatny, muskający liście przyjemnościami, a raz jest zimowy i szorstki, zrywa z miejsca i niesie w nieznane. I to wszystko jest potrzebne. Myślę, że warto dać się ponieść i przystosować do tego co przyniesie życie. Byle myśleć, wyciągać wnioski i pamiętać o tym w przyszłości. Za każdym razem kiedy unikniemy błędu, przezwyciężymy strach (albo lenia...) robimy kroczek do przodu. I to takie kroczki najbardziej wpływają na to jakimi się staniemy ludźmi. Porywanie się od razu na wielkie zmiany "bo jest nowy rok" z góry są skazane na niepowodzenie. Do zmiany potrzebny jest czas. A jest go jeszcze dużo, w końcu z otwartymi rękoma czeka na nas kolejne 365 dni. 


Spędziłam jedne z najwspanialszych świąt w moim życiu. Niby to samo co zawsze, pojechałam do rodzinki i przesiedziałam tam dobre dwa i pół tygodnia. Ale w końcu odpoczęłam. Szkoła wysysa soki, pożera energię i przygniata swoim ciężarem. Zjada połowę dni, które w czasie zimy są tak krótkie. Jednak to, że potrzebowałam chwili na oddech poczułam po jakimś tygodniu przerwy. Wtedy dotarło do mnie że byłam zmęczona, i cudownie mi jest siedzieć przed kominkiem z książką. Albo w końcu oglądać filmy. Albo pomagać w kuchni. Albo chodzić na długie spacery z psem do lasu. Po prostu rozmawiać, śmiać się i być rodzinką.
 

A jakby było tego mało, dostałam najcudowniejszy prezent jaki mogłam chcieć: porządny aparat, wymarzoną lustrzankę. Ale zanim moje zdjęcia będą wyglądać tak, jakbym sobie tego życzyła, minie mnóstwo czasu. Fotografia to temat rzeka, trzeba czytać, czytać i czytać a jeszcze więcej praktykować. Póki co zdjęcia potraw na bloga były robione telefonem, kilka zdjęć (te na których jest ulica Piotrkowska) zostały zrobione małym analogiem (Olympus miu:, malutki i absolutnie bez żadnych funkcji, ale zdjęcia robi świetne), a teraz zaczynam swoją przygodę z prawdziwą fotografią cyfrową z Canonem EOS 30D, z którym już zdążyłam się polubić.

Włocławek jest o tyle dobry że mieszka tam dużo ludzi, więc jest idealnym miejscem do doskonalenia swoich umiejętności w kuchni. Tym bardziej że wszyscy ci ludzie włącznie ze mną, uwielbiają jeść. Najlepiej jak jest słodkie. Albo zdrowe. Albo jedno i drugie, chociaż i tak zazwyczaj kończy się na tym że zdrowe jest śniadanie, obiad i kolacja, ale deser już nie koniecznie. Nie ważne czy jest w cieście zakalec czy masa wyszła nie do końca tak jak powinna. Byle było coś słodkiego. Eksperymenty mile widziane. I w ten oto sposób, z moją amerykańską ciocią (10 lat w USA to wystarczająco by nazwać ją amerykanką) spróbowałyśmy zrobić iście amerykański deser który stanął w szranki na świątecznym stole naprzeciw idealnych wypieków babci. Bardzo słodki, ale wbrew pozorom nie aż taki strasznie niezdrowy (większość słodzideł można uznać za zdrowe, cukier wcale nie jest główny, poza tym używamy nierafinowanego trzcinowego). Podbił serca wszystkich, i tym samym otworzył przede mną świat wypieków zza oceanu. Ladies and gentleman, king Pecan Pie.

   Pecan Pie

             Składniki:

   Kruchy spód (idealny):
  • 2 szklanki mąki
  • 1 łyżeczka soli
  • 2 łyżeczki nierafinowanego cukru (pominąć do słonych wypieków)
  • 1 kostka masła
  • 1/2 szklanki kwaśnej śmietany
   Wypełnienie:
  • 2 szklanki orzechów pecan
  • 3 jajka
  • 1 szklanka syropu z agawy
  • 1/2 szklanki nierafinowanego cukru
  • 1 porządna łyżka melasy
  • 4 łyżki roztopionego masła
  • 1/2 łyżeczki soli

             Przygotowanie:
  1. Najpierw zagnieść ciasto: do miski przesiać mąkę, dosypać sól i cukier. Dodać pokrojone w kosteczkę masło i zacząć rozcierać z mąką między palcami aż mąka wchłonie masło i przestaniemy czuć między palcami kawałki masła. Następnie dodać śmietanę i dokładnie wymieszać widelcem z resztą ciasta. Uformować w dysk i schować do lodówki na co najmniej pół godziny. Po tym czasie cieniutko rozwałkować i wyłożyć nim formę do pie (okrągła, ceramiczna, z lekko rozszerzającym się brzegiem). Jeśli zostanie trochę ciasta, można je zamrozić i wykorzystać później.
  2. Piekarnik rozgrzać do 175 stopni. Orzechy wysypać na spodzie, wszystkie pozostałe składniki wymieszać i zalać miksturą orzechy. 
  3. Piec przez pierwsze pół godziny normalnie, po czym przykryć folią aluminiową i dopiekać ok. 40 minut. Gdyby za mocno się rumieniło, można przykryć folią wcześniej. Ciasto jest gotowe, gdy potrząśnięte będzie się lekko trząść po środku. Podczas wyjmowania masa będzie podniesiona, potem opadnie,

Smacznego!

   Uwagi:
  1. Orzechy pecan można kupić w Kauflandzie na wagę, w łupinkach. Niestety bardzo niemiło się je łupie: łupinka ciasno przylega do orzecha i ciężko go ładnie wyjąć. Jednak trud się opłaci. Orzechy w łupinkach zachowują znacznie więcej smaku i wartości niż te łupane.
  2. Polecam zrobić ciasto z podwójnej ilości i zamrozić. Gdy tylko najdzie ochota na pie wystarczy wyjąć z zamrażarki godzinę wcześniej żeby odtajało. A to jest na prawdę idealne ciasto kruche: cudnie maślane, kruchutkie i listkujące.
  3. Przepis zaczerpnęłam z tej strony.

1 komentarz:

  1. Świetny blog! Z twoich opisów wnioskuję, że w tym Włocławku masz wspaniałą rodzinę! Dziewczyno, dziękuj Bogu, że masz takich krewnych! Czekam na kolejny przepis :)
    ~ Gall Anonim

    OdpowiedzUsuń

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...